Archiwa tagu: przyjaciel

Włodek Buze – wspomnienie

Włodek Buze 1948-2017

Nazywaliśmy Go Krową. Nie był to epitet pejoratywny, lecz bardziej odzwierciedlający Jego rubaszność charakteru i bezpośredni sposób bycia, gdyż nie zaliczał się do cichych i spokojnych. Miał rogatą duszę i takim Go zapamiętają bliscy i przyjaciele. Nie raz i nie dwa iskry leciały w gorących dyskusjach o palących problemach tego świata, głównie związanych z brydżem. Kiedy został Przewodniczącym Głównej Komisji Sędziowskiej PZBS (2008-2012) w wielu kwestiach natury organizacyjnej mieliśmy zdanie odmienne. Wieloletnia przyjaźń zapoczątkowana w latach 60-tych powodowała, że nasze relacje mogły być i gwałtowne i głośne, ale nigdy nie wpływały negatywnie na naszą przyjaźń, więc kiedy przyszedł do biura PZBS celem ustalenia ostatecznego kształtu prac GKS uprzedziłem moich współpracowników tuż przed zamknięciem drzwi „nie zważajcie na wrzaski, tłukące się szkło i przewracające meble, ale jak przypadkiem zalegnie cisza – dzwonić po pogotowie i straż pożarną”. Po dwóch godzinach „negocjacji” regulamin prac GKS był gotowy!!!

Z zawodu nauczyciel i matematyk. Był uwielbianym pedagogiem, nie tylko za profesjonalizm, ale przede wszystkim za bezkompromisowe podejście do wychowywania młodzieży.

Jego specyficzne poczucie humoru było znane wszem i wobec. Pamiętam po jakimś turnieju w Puli wylądowaliśmy w pokoju celem dokończenia dyskusji o rozegranych rozdaniach, a ponieważ takie dyskusje zazwyczaj są wspierane czymś wyskokowym, więc kiedy rozchodziliśmy się do swoich pokoi, a była 3 w nocy Krówka zaintonował na korytarzu hotelowym „Góralu czy ci nie żal”. Przestań, ludzie śpią, ktoś zaprotestował. Już nie śpią, odparł Włodek.

Brydżystą był niezwykle intuicyjnym. Miałem przyjemność kilkakroć zagrać z nim w parze i każdy występ zaliczam do bardzo udanych. Część pucharów na półce zawdzięczam Włodkowi, którego maksymą było „nie punkty grają, ale gracz”.

Sława to było miejsce zawsze uwielbiane przez Włodka, więc nawet jedną z najważniejszych decyzji swojego życia – ślub – sfinalizował w trakcie Kongresu Sławskiego. Dwa i pół roku temu bawiliśmy się wszyscy na Jego weselu z wybranką Jego serca – Anetą. Ach, cóż to był za ślub. Sława do dzisiaj pamięta to wydarzenie.

Anetka i Krówka

Kilka lat temu dopadł Go rak piersi, raczej nietypowa dolegliwość u facetów i Krówka wielekroć opowiadał anegdoty związane z leczeniem tej przypadłości.

Siedzę sobie w Instytucie Onkologii w oczekiwaniu na badania, a wraz ze mną kilkanaście pań. Uchylają się drzwi od gabinetu i pielęgniarka anonsuje „wszystkie panie na mammografię proszę za mną”. Wstaję więc i pytam nieśmiało „a ja?”

Pokonał raka i wszelkie powikłania z nim związane, ale przeznaczenie zdecydowało inaczej.

Przyjaciele odchodzą parami

Kilka tygodni temu pożegnałem Janka Blajdę, a teraz żegnam Włodka Buze. Niech ta zima już przeminie i nikogo z bliskich mi nie zabierze.

Żegnaj Włodziu, moja Krówko. Do zobaczenia… kiedyś

 

Profesor Janek

Jan Blajda 1944-2017 – Ostatni Sarmata

Znałem Janka od zawsze, a Sława (w tamtych czasach jeszcze Śląska) to było miejsce, gdzie przegadaliśmy setki godzin i tęsknota za takimi momentami jak nasze dysputy przyganiała nas obu co roku w to urokliwe miejsce. Mieliśmy dwa podstawowe tematy: Elvis Presley i czystość gry, które to zagadnienia towarzyszyły nam do końca naszej ziemskiej znajomości. Co do Elvisa, to raczej trudno nazwać dyskusją słuchanie Pana Janka, bo jego wiedza i miłość do twórczości Króla była niebotyczna. Ta wielka fascynacja przełożyła się na przekonanie radnych Krakowa do nazwania jednej z ulic grodu Kraka imieniem Elvisa Presleya. Wprawdzie nie jest to jedna z główniejszych arterii, ale zawsze coś… (oglądaj: O człowieku, który miał świra na punkcie Elvisa)

…i kilka lat temu urodziło się marzenie – lecimy do Memphis. W dodatku, że jeden z dziennikarzy IBPA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Dziennikarzy Brydżowych) Brent Manley mieszka w mieście Presleya, więc moje opowieści o Panu Janku i nasz pomysł spodobał mu się na tyle, że obiecał być naszym cicerone, a po naszej wyprawie już ostrzył zęby na ciekawy reportaż o Polaku, który Króla pokochał.
Masz paszport? – pytałem Janka na dzień dobry każdego naszego spotkania.
Mam.
A wizę amerykańską?

Nie mam.
To na co czekasz?
Taki dialog w ostatnich 5 latach miał miejsce przy każdym naszym spotkaniu, ale kilka miesięcy temu wyznaczyliśmy termin ostatecznego wyjazdu – sierpień 2017, w 40. rocznicę śmierci Króla. W dodatku, że w marcu 2017 ponoć otwierają nowy, imponujący Graceland.

 

Janek miał istnego hopla na punkcie czystości gry. Uważał, że każdy zawodnik, któremu do głowy przychodzą pomysły nielegalnego wspomagania zasługuje na biczowanie, włóczenie końmi, łamanie kołem tudzież inne piekielne męczarnie. Często telefonował do mnie z jakimś problemem, który zdarzył na wczorajszym turnieju, a ponieważ był skowronkiem, to telefony o 7:15 były dla mnie jak owe włóczenie końmi. Wszelkie prośby o późniejszą porę na komunikację spełzały na niczym.

Nie śpię od 5, więc się i tak ciesz, że nie zadzwoniłem po porannej kawie o 5:15 – ripostował.

Chyba po nocnej kawie – odburkiwałem, po czym po godzinie, bądź dwóch wszystkie bieżące problemy tego świata były rozwiązane. W wakacje 2016 uzgodniliśmy, że w mojej witrynie sędziowskiej utworzymy podstronę omawiającą i piętnującą zachowania graczy kalające naszą królewską grę.

 

Janku, jak Cię znam, to zapewne jesteś już po spotkaniu z Królem, bo lubisz spełniać swoje marzenia, a ja obiecuję Ci, że zrealizuję nasze wspólne plany dotyczące czystości gry.

 

Do zobaczenia Mój Przyjacielu, Ostatni Sarmato!!!

 

Przepiękne wspomnienie prof. Krzysztofa Pasierbiewicza o swoim szkolnym koledze Profesorze Janie Blajdzie – tutaj.